Wydarzenia zeszłego roku nie pozwoliły zapomnieć o Gruzji. Wkroczenie do polityki Bidziny Iwaniszwilego może pomieszać szyki obecnemu prezydentowi Micheilowi Saakaszwilemu, który nie myśli o oddaniu władzy. Gruzja ponownie znalazła się w kręgu zainteresowania zagranicznych partnerów. Czy to szansa na zbliżenie z zachodnimi strukturami?
Dobry finisz, nieudana rewolucja i nowy gracz
W 2011 roku Gruzja świętowała dwudziestolecie swojej niepodległości po rozpadzie Związku Radzieckiego. Pomimo trudności w pierwszym półroczu podwyżki cen zostały opanowane, a inflacja w listopadzie wyniosła zaledwie 1,9 procent, wzrost gospodarczy w 2011 roku wyniósł aż 6,5 procent. Przede wszystkim przyczynili się do tego turyści coraz liczniej odwiedzający Gruzję – w minionym roku było ich ponad dwa miliony siedemset tysięcy.
Pod koniec maja w Tbilisi odbyły się protesty antyrządowe zorganizowane przez Nino Burdżanadze – liderkę Ruchu Demokratycznego-Zjednoczonej Gruzji. Demonstranci domagali się odejścia prezydenta Micheila Saakaszwilego i przedterminowych wyborów, jednak plan zakończył się fiaskiem (niska liczba protestujących, brak udziału pozostałych ugrupowań opozycyjnych), a demonstracje zostały w brutalny sposób rozpędzone przez służby porządkowe.
W zeszłym roku siły opozycyjne próbowały ponownie się jednoczyć, jednak bez większego powodzenia. Sytuacja zmieniła się, gdy w październiku na scenie politycznej pojawił się nowy gracz – najbogatszy Gruzin, biznesmen i filantrop Bidzina Iwaniszwili. Zapowiedział on powołanie nowej partii, wraz z którą zamierza wygrać wybory parlamentarne w 2012 roku i zostać premierem bądź przewodniczącym parlamentu. Za priorytety swojego programu Iwaniszwili uważa członkostwo Gruzji w NATO i Unii Europejskiej, kontynuowanie strategicznego partnerstwa z USA, poprawę stosunków z Federacją Rosyjską oraz reformy konstytucyjne, sądownicze i gospodarcze.
Czytaj więcej: http://www.new.org.pl/2012-01-12,krok_naprzod.html
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz